Translate

środa, 12 października 2011

Wytrzymam


Ostatnio Orzeszek z tatuniem zabierali mnie z pracy. Jak to zwykle bywa, z ust koleżanek padały stare jak świat pytania: „Jak masz na imię?”, „Ile masz latek?”, „A lubisz chodzić do przedszkola?” Na to ostatnie pytanie, Orzeszek zgodnie z prawdą odpowiadał: „Nie, bo tęsknię za mamą.”
W końcu jedna z pań postanowiła mu wyjaśnić, że chodzi do przedszkola, bo mama musi pracować, żeby zarobić na nowe zabawki. Już miałam odpowiedzieć, że nie na zabawki, a na dach nad głową, buciki na zimę i fryzjera raz na 3 miesiące, kiedy moje dziecko rezolutnie odparło: „Ja mam dużo zabawek i jeszcze z nimi wytrzymam!”
Ech, podoba mi się to ekonomiczne myślenie w dobie kryzysu.

piątek, 7 października 2011

Dnia następnego ...


Po niedzielnych doznaniach cukierniczych, w poniedziałek Orzeszek odmówił jedzenia obiadu. Gorzej! Najpierw wyraźnie zażyczył sobie leczo, a potem nie chciał tego leczo jeść i to mimo gróźb, że nie dostanie ciastek cioci Ani, do której właśnie się wybieraliśmy.
Po kilkunastominutowej wojnie psychologicznej, Orzeszek w końcu spożył swoją porcję leczo, jednak atmosfera nadal była napięta.
Zakładając buty, słodkie maleństwo perorowało:
- Ty jesteś zbyt deneowa. Trzeba cię zamknąć i wyrzucić klucz.
Potem zaś, wychodząc na klatkę, straszyło:
- Będę się z tobą dalej kłócić na schodach!
Co prawda, groźba nie została zrealizowana, jednak sprawiła, że z lękiem zadaję sobie pytanie: „Co będzie dalej?” A było tak uroczo.

wtorek, 4 października 2011

Uroczo


Z okazji wyzdrowienia wybrałyśmy się z Orzeszkiem do parku a następnie do cukierni. W parku standardowo zbierałyśmy liście, kasztany i żołędzie, zaś w cukierni, równie standardowo, jadłyśmy ciasto i piłyśmy herbatkę. Rozmawiałyśmy przy tym o 1001 sprawach, jak to kobiety mają w zwyczaju.
Orzeszek koniecznie chciał wypowiedzieć się na temat atmosfery tego niedzielnego popołudnia, bo w pewnym momencie, podnosząc głowę znad szarlotki, rozkazał:
- Zapytaj, jak mi smakuje!
- Jak ci smakuje, kochanie? – spytałam posłusznie.
- No… niezłe, niezłe. – Orzeszek z gracją uniósł filiżankę i kontynuował – To baldzo miło tak pić helbatkę z przyjaciółmi.
- O tak, bardzo miło – przytaknęłam w równie kulturalnym tonie.
- To jest uloczy dzień – orzekł Orzeszek.
Trzeba przyznać, że miał rację. Dzień był przeuroczy, ale już dnia następnego…