Translate

piątek, 25 maja 2012

No to wojna!


Jak co roku zaatakowały nas jaskółki oknówki, które zdają się nie marzyć o niczym innym, jak tylko o zbudowaniu gniazda i wychowywaniu piskląt na naszym balkonie. Po prostu sielanka, ekologia i życie w zgodzie z naturą. Gdyby ta natura nie budziła nas o 5 rano swym świergotem, nie oblepiała ścian błotem i nie defekowała po oknach może bym na to poszła, ale ponieważ budzi, oblepia i defekuje - WOJNA!!!
Dwa lata temu sprawdziły się foliowe torebki porozwieszane w kątach balkonu - estetyczna zgroza, ale skuteczna. Niestety, rok temu ptaszki przyzwyczaiły się już do szelestu folii i trzeba było wymyślić nową broń. Kibice miejscowej drużyny wykrzykują, że "żółto-czerwone to barwy niezwyciężone", więc zrobiłyśmy  z Orzeszkiem takie właśnie pompony z foliowych skrawków i wygrałyśmy.
Zwycięstwo w bitwie nie oznacza jednak zwycięstwa w wojnie. W tym roku jaskółki polubiły nasze rękodzieło i postanowiły wykorzystać je jako element ptasiej architektury. Pozostało bieganie z miotłą o 6 rano i codzienne mycie okien.
Orzeszek skonkludował:
- Nasz dom przestał być bezpieczny!
- Przez te jaskółki? - zapytałam.
- Tak. - rzekł Orzeszek i natychmiast postanowił, co z tym zrobić - Musimy stąd wyjechać.
- Gdzie? - przeraziłam się, bo mimo nieplanowanego kontaktu z naturą bardzo lubię swoje mieszkanie.
- Gdzieś, gdzie jest siatka na jaskółki. - odparł Orzeszek, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
I może była, bo zaraz wyobraziłam sobie balkon zasnuty siatką maskującą i te małe świergoczące potwory próbujące ją sforsować. Uśmiechnęłam się do tej wizji. Tylko skąd ja wezmę siatkę maskującą??? 

wtorek, 22 maja 2012

Oczekiwanie


Z rosnącą niecierpliwością oczekujemy Orzeszka Nr 2. Orzeszek Nr 1 zaczął już nawet poganiać siostrzyczkę tłumacząc mojemu brzuchowi: 
- Hanka, co ty tam jeszcze lobisz? Czekamy i czekamy, już wszystko gotowe!
A ponieważ siostra się nie spieszy na świat, wykorzystuje czas, by pouczać (nie)doświadczoną rodzicielkę, jak należy traktować nowe dziecię.
- Słuchaj... - zaczyna niewinnie - a jak Hanka się ulodzi, to musisz ją dobrze tlaktować.
- Wiem Bisiu - odpowiadam niedostatecznie uważnie, co prowokuje Orzeszka do kontynuowania.
- No wiesz, jak własne dziecko...
Tym porównaniem zyskuje moje zainteresowanie, więc z wyraźnym ożywieniem konkluduje:
- Bo jak nie będziesz jej tlaktowała jak własne dziecko, to ktoś pomyśli, że ją polwałaś od jej plawdziwej mamy.
O to jak traktuje się cudze, a jak własne dziecko bałam się zapytać. Jeszcze by się okazało, że Orzeszka porwałam.

piątek, 11 maja 2012

Rozpad więzi


Z bólem serca muszę przyznać, że jesteśmy z Orzeszkiem przykładem rozluźnienia więzów rodzinnych zagrażającego podstawowej komórce społeczeństwa. Nie żeby zaraz jakaś patologia, co to, to nie. Wystarczyło jednak, że Orzeszek wyjechał nad morze i wyszło szydło z worka. Kontakt telefoniczny ograniczał się do: "No cześć" i następującej po nim relacji z szumu morza i jedzenia słodkich bułek. Było jeszcze kurtuazyjne: "A ty co lobis?", a potem: "Doblanoc". Żadnego: "Tęsknię za tobą mamusiu", czasem tylko: "Pozdlawiamy."
Pocieszałam się, że po powrocie córunia nie zechce się ode mnie odkleić. Cóż, było trochę całusów i spanie z mamą w pierwszą noc po powrocie, ale na tym koniec. Po tym powitalnym pląsie Orzeszek ruszył wizytować babcie i wizytuje je do dziś, aktualnie z noclegiem. Powrót zapowiedział na jutro, a na razie: "Pozdlawiamy"

wtorek, 8 maja 2012

Powtórka z rozrywki

Orzeszek trochę się rozkręcił rysunkowo i produkuje zwierzątka prawie hurtowo. Ba, zabrał nawet swój rysowniczy elementarz na nadmorski długi weekend. Nie wiem czy rysuje, bo jestem za ciężka, żeby mnie Misu Bisi wiozło 500km, ale w domu pozostawiła pokaźną galerię zoologiczną, którą z dumą prezentuję. Może ktoś przygarnie zwierzątko?