Orzeszki są klasycznymi przedstawicielkami swej
płci i choćbym wciskała im cały gender świata, one i tak będą bawić się
lalkami, zakładać moje szpilki i przebierać się za księżniczki.
Właśnie, księżniczki… Czyniąc zadość błaganiom
Orzeszka I zorganizowaliśmy ostatnio zupełnie niepoprawny politycznie bal
księżniczek z tańcami, obwieszaniem się biżuterią, malowaniem ust oraz drobiowymi
berłami, kwiatowymi kanapkami, chmurkowym ciastem i różanymi galaretkami do
jedzenia. Księżniczek było 5 (Gabriela, Aleksandra, Nikola, Monika i …), w tym
jedna posądzana o bycie smokiem (…Hanna). Tańczyły, udawały posągi, dzieliły
się jabłkiem, podrzucały balony i prezentowały książęce umiejętności.
Oczywiście okazało się, że księżniczka musi umieć śpiewać, tańczyć, grać na
pianinie i rysować.
Jakoś nikomu nie wpadło do głowy, że powinna też
umieć czytać, pisać i liczyć, zwłaszcza na siebie. Żeby więc ta cenna lekcja
zapadła małym księżniczkom w pamięć, organizatorzy (Mamunia) odczytali bajkę o
księżniczce Piwonii, która pokonała smoka i uratowała księcia. Następnie zaś,
kazali gościom bronić się przed strasznym smokiem (casting do tej roli wygrał
bezkonkurencyjny Tatuń).
Ponieważ towarzystwo okazało się waleczne, w
nagrodę za spacyfikowanie smoka (oraz w celu otwarcia zabarykadowanych drzwi do
pokoju Orzeszka) księżniczki otrzymały po zestawie królewskiej biżuterii z
różowymi (a jakże) kamieniami. Potem, zmęczone rzuciły się na chmurkowe ciasto
i różane galaretki. A żeby przesłanie imprezy uczynić jeszcze pozytywniejszym,
odśpiewały wspólnie (bez Hanny posądzanej o bycie smokiem, bo ta tylko zionąć
potrafi) piosenkę o tym, że dawanie uszczęśliwia.
Ponoć wszystkie były zachwycone. No i, choć
tiule i koronki musiały im trochę przeszkadzać, pokonały smoka. To się nazywa
feminizm.