Translate

wtorek, 25 lipca 2017

Moje/Twoje




Nie zaglądałam tu bite pół roku. Przyczyny są dość prozaiczne. Po prostu jestem zajęta i zmęczona. Niewielka dawka syntetycznych hormonów tarczycy chyba przestała dawać radę, a do wizyty u specjalisty jeszcze 3 miesiące. Zaleta jest taka, że dobrze sypiam - wystarczy przyłożyć się do czegoś miękkiego.
Szczęśliwie znajduję jeszcze czas i siły na lekturę. Jednak z uwagi na fakt, że stałam się czytelniczym krótkodystansowcem (po 2 stronach odlatuję w ramiona Morfeusza), stawiam na pozycje pragmatyczne.
Taką właśnie lekturą okazało się "Rodzeństwo bez rywalizacji..." Adele Faber i Elen Mazlish (tak, tak właśnie tych od "Jak mówić, by dzieci słuchały..."), po którą sięgnęłam ze zmęczenia... Zmęczenia hałasem, tupotem i wrzaskiem, który nie pozwalał mi skupić myśli, a co gorsze, odpalał w mojej głowie lont (nie chcecie wiedzieć, jak duży był ten skład dynamitu).
Ku mojemu zaskoczeniu, książka okazała się objawieniem. Zawiera cztery rewolucyjne zasady:
1. Pozwól okazywać negatywne emocje (ale nie działać zgodnie z nimi),
2. Unikaj porównań,
3. Nie kochaj tak samo (a raczej tak, jak każde z dzieci tego potrzebuje),
4. Nie przyklejaj etykiet.
Gdy udaje mi się je stosować (co wcale nie jest łatwe - nawyki trudno zmienić z dnia na dzień), cieszę się z zawieszenia broni. Jeśli o nich zapominam - lont nieubłaganie się skraca.
Jak dotąd nie rozgryzłam np. tematu własności. Tu Orzeszki nie uznają rozejmów... Chcecie przykładów? Proszę bardzo! 
Orzeszka Drugiego zmogła właśnie angina i oprócz antybiotyku i innych specyfików, przyjmuje powszechnie znany lek na ból gardła w atomizerze. Lek ów jest niewątpliwie smaczny, bowiem oba Orzeszki nie mogą mu się oprzeć. Straszy i mądrzejszy Orzeszek Pierwszy, widząc opakowanie pozostawione na kuchennym stole rzuca się na nie i nie bacząc na czyhające na jego zdrowie bakterie, aplikuje sobie solidną dawkę.
Oczywiście strofuję go szorstkimi słowy: "Czyś ty zwariowała, przecież na tym jest paciorkowiec!!!" I wtedy z obłędem w oczach przybiega Orzeszek Drugi, krzycząc chrapliwie: "To mój paciorek! To mój paciorek!"
Lalkę rozumiem, pilot TV rozumiem, nawet kredkę rozumiem... Ale żeby się o Streptococcusa pyogenesa  szarpać?!