W Białymstoku sporo się buduje, więc wszyscy przyzwyczaili się, że co jakiś czas napotykają na swej drodze plac budowy. Wszyscy, ale nie Orzeszek. Dla Orzeszka taka ilość koparek i dźwigów jest niezrozumiała. A jeszcze dziwniejsze jest dla niego to, że popołudniu cała ta maszyneria stoi.
- Co tu budują? – pyta co chwila w trakcie spaceru przez miasto.
Zależnie od okoliczności odpowiadam, że drogę albo operę albo wiadukt, a Orzeszek dziwi się:
- Ale teraz nie budują?
- Jest po fajrancie, to nie budują – chcę odpowiedzieć, ale zamiast tego tłumaczę, że każdy ma ustalone godziny pracy i mama, i tata, i budowlaniec, a po pracy każdy chce jak najszybciej wrócić do swojej rodziny. Orzeszek zdaje się rozumieć, ale widać, że coś nie daje mu spokoju.
- A cemu oni nie końcą? – pyta wreszcie.
- Ale czego nie kończą kochanie, budowy? – chcę się upewnić.
- No tak – odpowiada Orzeszek – bo i tu budują i tam budują, a nic nie końcą.
- Wiesz Bisiu, - próbuję tłumaczyć, choć sama zżymam się na ilość rozkopanych ulic – budowa zabiera dużo czasu.
- Ale jest bałagan! – nie daje za wygraną Orzeszek.
- Masz rację kochanie – muszę się zgodzić, a dumna z siebie latorośl konstatuje:
- Bo to tzeba najpierw skońcyć jedną budowę i pospzątać, a potem zacynać nową!
Trudno odmówić racji. Że też włodarze naszego miasta na to nie wpadli!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz