Translate

czwartek, 19 stycznia 2012

Dzielny pacjent


Orzeszek choruje. To już trzeci tydzień fluczenia i pokasływania, a przyczyna nadal jest dla nas i pani doktor zagadką - no chyba, że wziąć pod uwagę alergię na przedszkole. Wczoraj po raz kolejny byliśmy w przychodni i po raz kolejny prawie wszystko było tak samo - oskrzela czyste, płuca czyste, wyniki w normie, inhalujemy się i popijamy herbatkę z majeranku. Tym razem Orzeszek otrzymał jednak cztery, a nie jak zazwyczaj jedną, naklejki dzielnopacjentowe... i dwa tatuaże na dokładkę. Na czym polegała jego wyjątkowa dzielność?
Zaczęło się normalnie, weszłyśmy, przywitałyśmy się, wymieniłyśmy zwyczajowe: "I jak Gabrysia?", "Bez zmian.", po czym pani doktor przystąpiła do słuchania. Słuchała i słuchała, aż w końcu poprosiła, żeby Orzeszek zakaszlał.
- Nie zakaslę, - odrzekło rezolutne dziecię - bo za mało dzisiaj zjadłam.
- Co? - pani doktor rozpoczęła wywiad środowiskowy - Mama cię nie karmi?
- Kalmi, - odparł 20-kilowy pożeracz placuszków - ale mało.
Uznałam, że nie należy kontynuować tematu i postanowiłam przekonać Orzeszka do zakasłania. Niestety, córeczka szybko ucięła moje próby:
- Cicho, to nie ty jesteś lecona!
Mnie zatkało, panią doktor zatkało, a Orzeszek przystąpił do ataku:
- Ooo, nie dostałam dziś naklejki.
Zszokowana lekarka nie liczyła chyba, ile naklejek daje. Wyciągnęła nawet trójwymiarową, schowaną pewnie dla własnych dzieci.
Orzeszek okazał się skuteczny, tylko co pani doktor myśli o mojej wydolności wychowawczej?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz