sobota, 11 listopada 2017

Powrót ta...(mamy)




Niech was tytuł nie zwiedzie. Dzisiejsza historia, to nie XIX-wieczny poemat z kresów, w którym: „Tato nie wraca; ranki i wieczory, we łzach go czekam i trwodze. Rozlały rzeki, pełne zwierza bory i pełno zbójców na drodze...”
Rzecz dzieje się współcześnie. Matka powraca z podróży służbowej o zaplanowanej porze, z przydatnymi wiadomościami i znajomościami, usatysfakcjonowana, ale zmęczona. Jest umiarkowanie stęskniona za potomstwem, nie na tyle jednak, by nie docenić kilku dni wolnego od obowiązków rodzicielskich. Cieszy się, że zobaczy rodzinę, jednak bardziej cieszy się na gorącą kąpiel.
Spotkanie z potomstwem również odbiega od Mickiewicza. Nie jest tak, że: „Skoczyły dzieci i krzyczą jak mogą: ‘Tato, ach, tato nasz jedzie!"’”.
Pierwszy okrzyk konsumpcyjnie nastawionej młodzieży brzmi zazwyczaj: „Kupiłaś nam coś?!” Świadoma takiego obrotu sprawy matka zazwyczaj coś kupuje, dzięki czemu zyskuje trochę czasu na rozpakowanie się. Póki potomstwo jest zajęte podziwianiem prezentów, matka rozpakowuje walizkę i pobieżnie ocenia sytuację domową. Zwykle okazuje się, że trzeba wyrzucić śmieci, wytrzeć podłogę w kuchni i pilnie włączyć pranie.
Potem wypada jeszcze wysłuchać kilku mrożących krew w żyłach historii o tym, że: „Założyłam klub dziewczyn, ale Ania powiedziała, że tylko ona będzie szefową i już jej nie lubię.” oraz że: „Nie cierpię pani od informatyki, bo ona nic nie tłumaczy.”
Wreszcie, gdzieś około 21:30, kiedy młodzież uda się na spoczynek, można wziąć tą wytęsknioną gorącą kąpiel i zacząć się zastanawiać, czy powitanie moich dzieci wzruszyłoby jakiegokolwiek XIX-wiecznego zbójcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz