Odkąd w nasze spokojne życie wkroczyła Hanka, Orzeszek jest intensywniej przymuszany do regularnego mycia rąk. Powoli zaczyna chyba mieć dość tego rytuału. Dziś rano, powłócząc nogami w kierunku łazienki, zapytał mnie podstępnie:
- A ty wiesz, że jest takie mydło, które jest niedobre dla ludzi?
- Co masz na myśli? - zapytałam z zaciekawieniem.
- Nooo - rozkręcał się Orzeszek - takie trujące, że jak nim myjesz lęce, to możesz zacholować i nawet umalnąć.
- Naprawdę??? - byłam zaskoczona - Ale nasze na pewno takie nie jest.
- No właśnie jest, - dziecina przeszła do sedna - a ty mi każesz się nim myć! I sama się nim myjesz! Chcesz chyba, żebyśmy wszyscy umalnęli?
- Hmmh, nie chcę. Byłam pewna, że kupuję dobre mydło. - broniłam się.
- Ale kupiłaś baaaaldzo złe! - nie ustępował Orzeszek.
Pozostało mi tylko zmienić front. Najlepszą obroną jest atak, więc przeszłam do ataku.
- A ty to jesteś jak księżniczka Werbena. - rzuciłam od niechcenia - Boisz się mydła.
- Hmh, baldzo śmieszne! - obruszył się Orzeszek i poszedł...
...myć ręce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz