Translate

sobota, 11 sierpnia 2012

Wakacje


Plany wakacyjne mamy w tym roku mocno ograniczone. Jak dobrze pójdzie, to będzie morze we wrześniu... może. Dziecko nie powinno jednak cierpieć za prokreacyjne grzechy rodziców, więc jak już pisałam, pojechało na wakacje z babcią. 
Pojechało i przez tydzień było tak zaaferowane, że nie miało czasu z nami rozmawiać, więc większość newsów poznaliśmy dopiero po jego powrocie. A było ich sporo.
Był pociąg, którym jechało się "baaaldzo długo, caly dzień plawie". Była ciocia Ania, co ma "włosy kasztana", tzn. kasztanowe. Było mnóstwo nadmorskich straganiarzy oferujących cudowne chińskie "sylenki i koniki" i w ogóle piękne rzeczy, ale "niestety nie mieliśmy pieniędzy" (zuch babcia!!!) Było morze, do którego Orzeszek wchodził "aż do szyjki" i pływał "w kapocku". No i wreszcie były dzieci: Milenka, Oskar, Igor i Ida, z którymi Orzeszek się bawił. 
A cóż w tym dziwnego, zapytacie, przecież dzieci zawsze się ze sobą bawią, Może dzieci tak, ale  Orzeszek nie. Kiedy wychodzimy na spacer, zwykle krążymy po osiedlu w poszukiwaniu placu zabaw, który będzie pusty. A gdy pojawiają się dzieci, kończymy zabawę. Wieści o nadmorskich przyjaźniach Orzeszka są więc co najmniej przełomowe. Przełomowe i radosne, jest bowiem nadzieja, że dziecina nie wyrośnie na socjopatę.
Teraz czeka na odwiedziny Milenki. I kto powiedział, ze w wakacje nie można się czegoś nauczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz