Orzeszek pojechał z babcią na wakacje, więc nie bardzo mam o czym pisać. Przypomniało mi się jednak, że dotąd nie zrelacjonowałam wizyty cioci Ani, która na przełomie czerwca i lipca stała się dla Orzeszka wydarzeniem numer jeden.
Ciocia Ania przyleciała samolotem i przywiozła ze sobą duuużo kosmetyków, duuużo biżuterii i swojego chłopaka. O ile chłopak wywołał u Orzeszka głównie zawstydzenie, o tyle cała reszta spotkała się ze szczerym zachwytem. Orzeszek nie odstępował cioci na krok, chodził przystrojony w jej "kolale" i uważnie obserwował wszystkie zabiegi kosmetyczne, którym się poddawała. Został nawet na noc, a gdy przyjechałam po niego następnego dnia, podetknął mi pod nos swoją stopę. Nie o zapach mu jednak chodziło, bo zapytał słodko:
- Ładnie?
- Ła-a-a-dnie... - zająkałam, widząc kolor paznokci mojej 4-letniej córeczki - ...a co to za kolor?
- Molski - rezolutnie odpowiedział Orzeszek - Ania mi pomalowała. Na lękach też, patrz!
Według mnie, kolor był raczej granatowy niż morski, ale postanowiłam nie wdawać się w kolorystyczny spór i zrezygnowana odparłam:
- Widzę. Nie sądzisz, że trochę za bardzo rzuca się w oczy?
- Nie... - zdziwił się Orzeszek - ładny jest. Chcesz tak samo?
- Nie dziękuję - skrzywiłam się - wolę różowy.
Planowałam oczywiście pozbyć się tej morskiej głębi z paznokietków mojego dziecka jak tylko wrócimy do domu, ale poległam. Orzeszek nosił nowy manicure i pedicure póki nie zostały z niego widoczne na zdjęciach skrawki. Dopiero obietnica pomalowania ich na nowo jakimś bardziej klasycznym kolorem pozwoliła mi zmyć resztki granatu. Orzeszek wybrał odcień Nude, więc może nie wszystko stracone. Wiem, że pozwalając 4-latce malować paznokcie, wychodzę na nie najlepszą matkę, ale teraz już się to tak nie rzuca w oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz