Czy ktoś określił wiek, gdy zaczyna się ten wyjątkowy „okres
burzy i naporu”, przez który każdy z nas przechodził. Kiedy oddany rodzic
przestaje nam być wzorem i kierunkowskazem, a zaczyna być oprawcą i
zawalidrogą? W 15, 14, 13 lat? O nie moi drodzy! Świat przyspieszył, teraz ten
piękny czas ma początek w piątym roku życia!
Skąd to wiem? No jak to skąd? Z obserwacji mojej nad wiek
rozwiniętej latorośli. Od jakiegoś czasu latorośl znajduje bowiem kontrargument
na każdą moją wypowiedź. Kontrargumenty są oczywiście różne, od w miarę
racjonalnego: „Ale ja muszę tak założyć sukienkę (tzn. tył na przód), bo tu
jest obrazek. Obrazek zawsze jest z przodu! Będą się ze mnie śmiać!”, do
zupełnie irracjonalnego: „AAAA!”
Przyznaję, że do niedawna niezbyt się tymi kontrargumentami
przejmowałam i robiłam swoje wygłaszając jakieś krótkie uzasadnienie. To chyba
wzmogło bunt Orzeszka, bo przy którejś z kolei porannej dyskusji wypalił:
- Im dłużej będziesz mówić, tym gorzej będę się zachowywać!
Najpierw się zapowietrzyłam, a potem postanowiłam wyciągnąć
konsekwencje. Wizja rychłego otrzymania wymarzonej lalki rozpłynęła się więc w
odmętach złego zachowania. I tak
otworzyła się międzypokoleniowa przepaść (choć liczę, że na razie to tylko
szczelina).
Tak czy owak, Orzeszka wyraźnie uradował fakt, że musiałyśmy
z Hanką spędzić dwie noce poza domem, bowiem
już pierwszego wieczoru z uśmiechem poinformował Tatunia:
- Jak mamy nie ma, to w końcu możemy robić co chcemy!
Przedwczesna radość Orzeszku, jeszcze powalczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz