Niech was
tytuł nie zwiedzie. Dzisiejsza historia, to nie XIX-wieczny poemat z
kresów, w którym: „Tato nie wraca; ranki i wieczory, we łzach go
czekam i trwodze. Rozlały rzeki, pełne zwierza bory i pełno
zbójców na drodze...”
Rzecz
dzieje się współcześnie. Matka powraca z podróży służbowej o
zaplanowanej porze, z przydatnymi wiadomościami i znajomościami,
usatysfakcjonowana, ale zmęczona. Jest umiarkowanie stęskniona za
potomstwem, nie na tyle jednak, by nie docenić kilku dni wolnego od
obowiązków rodzicielskich. Cieszy się, że zobaczy rodzinę,
jednak bardziej cieszy się na gorącą kąpiel.
Spotkanie z
potomstwem również odbiega od Mickiewicza. Nie jest tak, że:
„Skoczyły dzieci i krzyczą jak mogą: ‘Tato, ach, tato nasz
jedzie!"’”.
Pierwszy
okrzyk konsumpcyjnie nastawionej młodzieży brzmi zazwyczaj:
„Kupiłaś nam coś?!” Świadoma takiego obrotu sprawy matka
zazwyczaj coś kupuje, dzięki czemu zyskuje trochę czasu na
rozpakowanie się. Póki potomstwo jest zajęte podziwianiem
prezentów, matka rozpakowuje walizkę i pobieżnie ocenia sytuację
domową. Zwykle okazuje się, że trzeba wyrzucić śmieci, wytrzeć
podłogę w kuchni i pilnie włączyć pranie.
Potem
wypada jeszcze wysłuchać kilku mrożących krew w żyłach historii
o tym, że: „Założyłam klub dziewczyn, ale Ania powiedziała, że
tylko ona będzie szefową i już jej nie lubię.” oraz że: „Nie
cierpię pani od informatyki, bo ona nic nie tłumaczy.”
Wreszcie,
gdzieś około 21:30, kiedy młodzież uda się na spoczynek, można
wziąć tą wytęsknioną gorącą kąpiel i zacząć się
zastanawiać, czy powitanie moich dzieci wzruszyłoby jakiegokolwiek
XIX-wiecznego zbójcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz