Translate

wtorek, 31 stycznia 2012

Cytaty


Orzeszek z upodobaniem cytuje klasyków literatury dziecięcej, a że jest mistrzem celnej riposty, zawsze wie co i kiedy powiedzieć....
Wczorajszego wieczoru musieliśmy odbyć nagłą wizytę u laryngologa. Szczęśliwie, rokowania były pomyślne, a pani doktor miła, więc Orzeszek wyszedł z gabinetu w świetnym nastroju. Najpierw wykręcał piruety w poczekalni, potem zaś prezentował nam umiejętność samodzielnego schodzenia po schodach, powtarzając co chwila:
- Tylko mi nie pomagajcie!
Zaraz po wyjściu z budynku zainicjował zabawę w gonienie Orzeszka, w którą udało mu się zaangażować jedynie tatunia,  bo mamusia w dwupaku nie biega po lodzie. Trochę się w tej zabawie zapomniał, bo pomylił chodnik z ulicą i już miał wybiec pod nadjeżdżający samochód, kiedy... Usłyszał krzyk tatunia, potem mamuni i zaczął się cofać. Poślizgnął się jednak, runął jak długi i zaczął się czołgać z powrotem na chodnik. Gdy już podniósł się z ziemi przy niemałej pomocy tatunia, odetchnął z ulgą:
- Uff, na szczęście nie zrobił ze mnie jajecznicy!
A nam się zaraz przypomniało:
"Kura powiada: - Nie chodź na ulicę, bo zrobią z ciebie jajecznicę.
A jajko na to najbezczelniej: - Na ulicy nie ma patelni." - Jan Brzechwa "Jajko"

środa, 25 stycznia 2012

Przemyślenia spacerowe


Orzeszek wyzdrowiał, ale zanim powróci do wylęgarni infekcji zwanej potocznie przedszkolem, łyka witaminy i hartuje się spacerami po śniegu. Początkowo zimowa sceneria nawet go bawiła. Jak długo można jednak jeździć na sankach, lepić śnieżne kule i brnąć przez zaspy gdy w domu czekają puzzle z księżniczkami? Na pewno nie tak długo jak chciałaby mama.
Szczęśliwie, jak każda kobieta, Orzeszek uwielbia zakupy, spacer można więc przedłużyć w piekarni, mięsnym lub warzywniaku (dobrze, że na osiedlu nie ma jubilera). Okazuje się jednak, że z przedłużaniem można przeholować.
W poniedziałek krążyłyśmy w Orzeszkiem od spożywczego do mięsnego, od mięsnego do piekarni i od piekarni do warzywniaka. Po warzywniaku planowałam jeszcze drogerię (w końcu należy mi się coś od życia poza surówką do obiadu), ale przy wybieraniu cebuli Orzeszek zawył niespodziewanie:
-Ja chcę do doooooomu!
Zaskoczona tą zmianą nastawienia, zapytałam:
- Co się stało? Przecież miałyśmy jeszcze pójść po chusteczki.
- Nie chcę - odparł Orzeszek ze łzami w oczach - wycelpałam się.
- Spacer cię wyczerpał? - zmartwiłam się. Może rzeczywiście za długo ją ciągam po tej chlapie?
- Nie - westchnął Orzeszek - wycelpałam się z doblego humolu! Bajka mi pomoze.
Przysłuchująca się nam ekspedientka parsknęła śmiechem. Ja też, choć trochę mniej, w końcu mam to na co dzień.

czwartek, 19 stycznia 2012

Dzielny pacjent


Orzeszek choruje. To już trzeci tydzień fluczenia i pokasływania, a przyczyna nadal jest dla nas i pani doktor zagadką - no chyba, że wziąć pod uwagę alergię na przedszkole. Wczoraj po raz kolejny byliśmy w przychodni i po raz kolejny prawie wszystko było tak samo - oskrzela czyste, płuca czyste, wyniki w normie, inhalujemy się i popijamy herbatkę z majeranku. Tym razem Orzeszek otrzymał jednak cztery, a nie jak zazwyczaj jedną, naklejki dzielnopacjentowe... i dwa tatuaże na dokładkę. Na czym polegała jego wyjątkowa dzielność?
Zaczęło się normalnie, weszłyśmy, przywitałyśmy się, wymieniłyśmy zwyczajowe: "I jak Gabrysia?", "Bez zmian.", po czym pani doktor przystąpiła do słuchania. Słuchała i słuchała, aż w końcu poprosiła, żeby Orzeszek zakaszlał.
- Nie zakaslę, - odrzekło rezolutne dziecię - bo za mało dzisiaj zjadłam.
- Co? - pani doktor rozpoczęła wywiad środowiskowy - Mama cię nie karmi?
- Kalmi, - odparł 20-kilowy pożeracz placuszków - ale mało.
Uznałam, że nie należy kontynuować tematu i postanowiłam przekonać Orzeszka do zakasłania. Niestety, córeczka szybko ucięła moje próby:
- Cicho, to nie ty jesteś lecona!
Mnie zatkało, panią doktor zatkało, a Orzeszek przystąpił do ataku:
- Ooo, nie dostałam dziś naklejki.
Zszokowana lekarka nie liczyła chyba, ile naklejek daje. Wyciągnęła nawet trójwymiarową, schowaną pewnie dla własnych dzieci.
Orzeszek okazał się skuteczny, tylko co pani doktor myśli o mojej wydolności wychowawczej?

środa, 11 stycznia 2012

Myślenie ma przyszlość


Codziennie wieczorem Orzeszek przygotowuje 2 lub 3 książki, które mam mu przeczytać przed snem. Gdy książki są już przeczytane, a światło zgaszone, próbuje jeszcze przedłużyć wspólne zasypianie i pyta:
- A opowies mi coś z buzi?
Wiem, że jestem wyrodną matką, ale zazwyczaj mi się nie chce i wymiguję się jak mogę. Odpowiadam, że jestem zmęczona albo boli mnie gardło. Najczęściej łżę jednak, że zapomniałam.
Orzeszek nie jest oczywiście głupi i nie daje się nabrać. Przysuwa się do mnie, wyciąga rękę i pukając mnie palcem w czoło, mówi:
- Myśl, myśl, myśl! - a następnie dodaje - I co, juz pamiętas?
O dziwo, to zawsze pomaga i z mroków niepamięci wyłaniają się różne Kopciuszki, Śnieżki i Aurory. Wystarczy trochę pomyśleć.

sobota, 7 stycznia 2012

Patriarchat


Dziś rano Orzeszek, reprezentujący na co dzień raczej feministyczny światopogląd, niespodziewanie stał się rzecznikiem patriarchatu.
Musiałam wyjść z domu wcześnie rano i bardzo starałam się nie obudzić śpiącej rodziny. Niestety, Orzeszek dysponuje chyba radarem rejestrującym próby dezercji, złapał mnie więc przy zakładaniu butów. Najpierw przetarł oczy i poprawił piżamkę, a potem zagadnął podejrzliwie:
- Juz wychodzis?
- No tak, - odparłam, nie wiedząc dlaczego się tłumaczę - muszę.
Orzeszek zmarszczył brwi, skrzywił się i wyraźnie oburzony sarknął:
- Zlobiłabyś nam najpielw coś do jedzenia!!!
Zatkało mnie... żeby to był tatuń, odparłabym po prostu: "Sam sobie zrób!", ale przecież nie powiem tego niespełna 4-letniemu dziecku. Zresztą tatuń by tak nie powiedział, co innego ta żmija wyhodowana na własnej piersi. Cóż miałam zrobić?
- Tatuś ci zrobi - powiedziałam.
I tak w obronie równouprawnienia, wkopałam małżonka.

środa, 4 stycznia 2012

Savoir-vivre


Orzeszek, poza wypadkami odkrzykiwania, odburkiwania i odmamrotania, bardzo ceni sobie kulturę naszych wzajemnych kontaktów. Ba, potrafi brak tejże bezbłędnie zdiagnozować i zripostować. 
Ostatnio Orzeszkowy słowotok zaczął mnie trochę męczyć. Po kilku próbach przekierowania dziecka na bardziej milczące tory, zrezygnowana warknęłam:
- Gaba, bądź cicho!
Niby nic, ale trochę niesalonowo, hrabianka odparła więc urażona:
- Nie mów do mnie tak blutalnie! - po czym zabrała się i poszła.
Taka połajanka zupełnie by mi wystarczyła, jednak Orzeszek musiał mieć na ten temat inne zdanie, bo w drzwiach odwrócił się i zadzierając nos w górę, rzekł:
- Tak się nie mówi do kobiety!
Aha...
Następnym razem najpierw policzę do dziesięciu, a potem powiem: "Droga Gabrielo, czy byłabyś tak łaskawa i zamknęła buzię na 5 minut?"