Zauważyłam, że mam coraz mniejszą ochotę na opisywanie
słownych wyczynów Orzeszka. Nie dlatego, że ich nie ma, a raczej dlatego, że
wstyd mi przyznawać się do kompletnej wychowawczej klapy. To, że 5-letnia dziewczynka znajduje
kontrargumenty w niemal każdej rozmowie ze swymi (wykształconymi skądinąd)
rodzicami, nie jest bowiem powodem do dumy. No chyba, że ta dziewczynka zamierza
zostać adwokatem mafijnych bonzów lub, co gorsza, politykiem… A z tego co mówi,
nie zamierza.
Przyśpieszone dojrzewanie okazało się jednak faktem.
Orzeszek nabył już nawet typowej dla okresu burzy i naporu maniery. Zostając na
weekend u babci (bo u babci nawet zbuntowanym jest słodko), rzekł do Tatunia:
- To co...? Zjesz obiad i robisz spadówę?
A Tatuń co??? … Zrobił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz