Translate

środa, 30 kwietnia 2014

Zagryziakowie


Zasadniczo staram się nie stwarzać sobie problemów, muszę jednak szczerze wyznać, że dwa stworzyłam zupełnie osobiście (z niewielką pomocą Tatunia). I teraz te problemy gryzą, a dokładniej...
Problem nr 1 gryzie się. Gryzie się nieustannie i wszechstronnie... a to, że nie ma zabawek, a to że ma ich za dużo, że zakłada sukienkę, że zakłada spodnie, że Ola nie chce się z nią bawić i że zmusza ją do zabawy, że nie umie czytać i że musi się nauczyć, że będzie miała ospę i że może jej jednak nie mieć (a wszystkie dzieci z przedszkola już miały), że pan premier każe jej iść do szkoły (bo powinien podejmować tylko mądre decyzje) i że sam siebie nazywa "ryżym kundlem" (bo to uwłacza władzy), że Mamunia jest zajęta (i nie może z nią porozmawiać), albo że chce rozmawiać o czymś, co dziecko wolałoby przemyśleć.
Problem nr 2 natomiast, gryzie mnie. Gryzie mnie literalnie i bez metafor. Nie w chwilach rozpaczy, histerii i sprzeciwu. Ot tak, dla rozrywki . Podchodzi, przytula się i wgryza w skórę, w miejscach, które świadczą o apetycie na tłuste mięso. Gryzie do krwi, a potem, zamiast zaprzeczać i przepraszać, chwali się krewnym i znajomym rozbrajającym: "Hania mamie kukę".
I co? Głowa puchnie od wymyślania kolejnych pocieszeń, a boki pokrywają się nowymi śladami zębów... a jednak, kocham swoje problemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz