Translate

sobota, 3 maja 2014

Marsz do szkoły




No to przesądzone. 1. września 2014r. Orzeszek I idzie do szkoły. Po miesiącach rozterek i wahań, zdecydowaliśmy się nie walczyć z nową koncepcją polskiego systemu oświatowego i posłać naszą 6-latkę do I klasy, tak jak życzy sobie tego Ministerstwo Edukacji Narodowej. Po długich i burzliwych debatach dokonaliśmy również wyboru szkoły. Po kolei jednak…
Naszym pierwszym zmartwieniem była kwestia, czy Orzeszek jest gotowy. Po teście gotowości szkolnej i rozmowach z nieocenioną panią Anią przyjęliśmy optymistyczne założenie, że jest (a już na pewno będzie za 4 miesiące), dlatego zdecydowaliśmy się nie ustawiać w kolejce do poradni psychologicznej. Nie oznacza to jednak, że nie było żadnego „ale”. Było nawet kilka. Nie mówię tu o marnej gotowości do nauki pisania, zwłaszcza że znam co najmniej kilka osób, które w wieku 40+ nie osiągnęły jej wcale. Rękę da się wyćwiczyć, i choć szlaczki nie zostaną raczej wiodącym elementem zdobniczym w pracach Orzeszka, nie poddamy się bez walki. Bardziej martwi mnie świadomość, że Orzeszek osiągnął satysfakcjonujący wynik testu tylko dlatego, że przeprowadzała go pani Ania – nauczyciel, który zna moje dziecko od 3 lat i wie jak wydobyć na światło dzienne pokłady jego wiedzy i umiejętności. Orzeszek bowiem skrzętnie te pokłady ukrywa. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że ze swoim grzecznie uniesionym w górę palcem, nie przebija się przez tych, którzy mówią, zanim zostaną o to poproszeni. Po drugie zaś dlatego, że brak mu pewności. Jest dzieckiem, które potrzebuje, by ktoś trzymał je za rękę i mówił: „Dasz sobie radę!” albo „Świetnie!”. Tak jest ze wszystkim, od huśtania się na podwórkowej huśtawce, przez jazdę na rowerze, czy układanie puzzli, po te nieszczęsne szlaczki. Nie dlatego, że robi coś źle, raczej dlatego, że boi się zrobić źle. W takich przypadkach specjaliści od wychowywania dzieci zrzucają winę na wygórowane oczekiwania rodziców i brak pochwał. Tyle tylko, że my Orzeszka chwalimy. Chwalimy często, wiarygodnie i z uzasadnieniem, a on nie wierzy i odpowiada: „Musicie tak mówić, bo jesteście kochającymi rodzicami.” Dużo lepiej reaguje na pochwały od pani Ani z przedszkola, pani Iriny z baletu albo pana Arka z basenu, te sprawiają jej prawdziwą satysfakcję. Niestety, nauczyciele mają zazwyczaj do pochwalenia więcej niż jedno dziecko, więc  komplementują Orzeszka nieregularnie. Staram się co prawda cichutko przypominać im o tym, gdy obiektu pochwał nie ma w pobliżu, ale czy tędy droga? Czy nie lepiej ustawić się w tej kolejce do psychologa? Nie tyle po odroczenie, co po pomoc w odnalezieniu pewności.
Drugim zmartwieniem była szkoła. Prywatna czy publiczna? Duża czy mała? Blisko czy daleko? Jak pisałam, dyskusje były burzliwe, ale wybraliśmy. Choć może wybraliśmy to za dużo powiedziane, bo Orzeszek pójdzie do szkoły rejonowej. Przekonały nas (w tym również samą zainteresowaną) dni otwarte, komunikatywność kadry pedagogicznej, najmniejsza odległość od domu i fakt, że do tej samej szkoły idą wszystkie dzieci z Orzeszkowego przedszkola. Znając Orzeszka, wiem, że nowe otoczenie tylko pogłębi jego niepewność. Dlatego lepiej, żeby znalazł się w miejscu, które mu się podoba, wśród dzieci, które zna.
Czy wybraliśmy dobrze? Nie wiem, ale wierzę, że Orzeszek sobie poradzi – nie znam drugiej tak dzielnej dziewczynki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz