No to przesądzone. 1. września 2014r. Orzeszek I idzie do
szkoły. Po miesiącach rozterek i wahań, zdecydowaliśmy się nie walczyć z nową
koncepcją polskiego systemu oświatowego i posłać naszą 6-latkę do I klasy, tak
jak życzy sobie tego Ministerstwo Edukacji Narodowej. Po długich i burzliwych
debatach dokonaliśmy również wyboru szkoły. Po kolei jednak…
Naszym pierwszym zmartwieniem była kwestia, czy Orzeszek
jest gotowy. Po teście gotowości szkolnej i rozmowach z nieocenioną panią Anią
przyjęliśmy optymistyczne założenie, że jest (a już na pewno będzie za 4
miesiące), dlatego zdecydowaliśmy się nie ustawiać w kolejce do poradni
psychologicznej. Nie oznacza to jednak, że nie było żadnego „ale”. Było nawet
kilka. Nie mówię tu o marnej gotowości do nauki pisania, zwłaszcza że znam co
najmniej kilka osób, które w wieku 40+ nie osiągnęły jej wcale. Rękę da się
wyćwiczyć, i choć szlaczki nie zostaną raczej wiodącym elementem zdobniczym w
pracach Orzeszka, nie poddamy się bez walki. Bardziej martwi mnie świadomość,
że Orzeszek osiągnął satysfakcjonujący wynik testu tylko dlatego, że
przeprowadzała go pani Ania – nauczyciel, który zna moje dziecko od 3 lat i wie
jak wydobyć na światło dzienne pokłady jego wiedzy i umiejętności. Orzeszek
bowiem skrzętnie te pokłady ukrywa. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że ze swoim
grzecznie uniesionym w górę palcem, nie przebija się przez tych, którzy mówią,
zanim zostaną o to poproszeni. Po drugie zaś dlatego, że brak mu pewności. Jest
dzieckiem, które potrzebuje, by ktoś trzymał je za rękę i mówił: „Dasz sobie
radę!” albo „Świetnie!”. Tak jest ze wszystkim, od huśtania się na podwórkowej
huśtawce, przez jazdę na rowerze, czy układanie puzzli, po te nieszczęsne
szlaczki. Nie dlatego, że robi coś źle, raczej dlatego, że boi się zrobić źle.
W takich przypadkach specjaliści od wychowywania dzieci zrzucają winę na
wygórowane oczekiwania rodziców i brak pochwał. Tyle tylko, że my Orzeszka
chwalimy. Chwalimy często, wiarygodnie i z uzasadnieniem, a on nie wierzy i
odpowiada: „Musicie tak mówić, bo jesteście kochającymi rodzicami.” Dużo lepiej
reaguje na pochwały od pani Ani z przedszkola, pani Iriny z baletu albo pana
Arka z basenu, te sprawiają jej prawdziwą satysfakcję. Niestety, nauczyciele
mają zazwyczaj do pochwalenia więcej niż jedno dziecko, więc komplementują Orzeszka nieregularnie. Staram
się co prawda cichutko przypominać im o tym, gdy obiektu pochwał nie ma w
pobliżu, ale czy tędy droga? Czy nie lepiej ustawić się w tej kolejce do psychologa?
Nie tyle po odroczenie, co po pomoc w odnalezieniu pewności.
Drugim zmartwieniem była szkoła. Prywatna czy publiczna?
Duża czy mała? Blisko czy daleko? Jak pisałam, dyskusje były burzliwe, ale
wybraliśmy. Choć może wybraliśmy to za dużo powiedziane, bo Orzeszek pójdzie do
szkoły rejonowej. Przekonały nas (w tym również samą zainteresowaną) dni
otwarte, komunikatywność kadry pedagogicznej, najmniejsza odległość od domu i
fakt, że do tej samej szkoły idą wszystkie dzieci z Orzeszkowego przedszkola.
Znając Orzeszka, wiem, że nowe otoczenie tylko pogłębi jego niepewność. Dlatego
lepiej, żeby znalazł się w miejscu, które mu się podoba, wśród dzieci, które
zna.
Czy wybraliśmy dobrze? Nie wiem, ale wierzę, że
Orzeszek sobie poradzi – nie znam drugiej tak dzielnej dziewczynki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz