Translate

niedziela, 1 czerwca 2014

Zalety epidemii


Tegoroczny maj zdawał się nie mieć końca. Epidemia ospy wietrznej przetoczyła się najpierw przez przedszkole Orzeszka I, a potem przez naszą rodzinę. Orzeszki chorowały jeden po drugim, z przerwą na zapalenie gardła i nieżyt nosa. 
W opiekę i pielęgnację zaangażowana był cała rodzina. Nawet dziadkowie obudzeni w środku nocy mogliby wyrecytować listę koniecznych zbiegów z dokładnymi godzinami wykonania. 
Ponieważ każde dziecko jest inne, również każda ospa okazała się inna. To co działało na Orzeszka Pierwszego, nie działało na Drugiego. Do tego Drugi zaczął koszmarnie kaszleć. W końcu leki przestały się mieścić w domowej apteczce.
Wczoraj, korzystając ze zniknięcia ostatnich oznak epidemii, w końcu wybraliśmy się na rodzinny spacer. Było miło... No właśnie, było ale się skończyło. Dziś Orzeszek I leży w łóżku z gorączką, a Orzeszek II go dręczy. Play it once again, Sam...
Jednak nawet taki maraton może mieć zalety. U nas taką zaletą jest pożegnanie z pieluchą. Orzeszek II długo nie chciał jej zdjąć, ale ospowa wysypka w najdziwniejszych miejscach okazała się skutecznym argumentem. Przy okazji odkryliśmy, że hodujemy nocnikowego geniusza. Pamiętane sprzed czterech lat nieprzemakalne prześcieradła były zbędne. Orzeszek II panuje nad sobą jak dorosły. Warto było chorować dla takiego finału.

2 komentarze:

  1. Finał faktycznie wybitny :-) życzę zdrówka, żeby lato Wam nie umknęło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Udało się je złapać... na chwilę.

    OdpowiedzUsuń