… to nie urlop. Świadomi
głębokiej mądrości tego zdania, tegoroczny urlop zwany przez bezdzietnych
wypoczynkowym spędziliśmy nad Bałtykiem na wyjeździe hartującym zdrowie dzieci
i nasze charaktery.
Warunki lokalowe mieliśmy
rozmaite. Pierwszy tydzień spędziliśmy w luksusie dwóch oddzielnych sypialni,
drugi zaś w jednym pokoju z dziatwą. Test wspólnego spania nie wypadł może
tragicznie, ale nie zamierzamy go powtarzać. W przyszłości, albo Orzeszki śpią
oddzielnie, alby nigdzie nie jedziemy.
Pogodę też mieliśmy rozmaitą.
Zgodnie jednak ze skandynawską zasadą, że nie ma złej pogody, tylko złe ubranie,
czas spędzaliśmy na zewnątrz, spacerując, tarzając się w piachu, kąpiąc się,
goniąc Orzeszka II i podziwiając cuda natury i kultury. Dzieciom raz się
podobało, a raz nie. Dorosłym podobało się bardziej niż w domu.
Zdrowie, a jakże, mieliśmy
rozmaite. Zaliczyliśmy podróżne wymioty, gorączkę nieznanej etiologii,
zapalenie krtani i lekki udar cieplny. Zaliczyliśmy też dwóch lekarzy
rodzinnych, z których każdy, mimo naszych płochych nadziei, nakazywał nam nie
skracać pobytu i jak najdłużej oddychać nadmorskim powietrzem. Jeden kazał nam
nawet jeść lody każdego wieczoru, na co Tatuń i Orzeszki przystali z entuzjazmem,
a że moja talia nigdy nie była talią osy, więc ja też się specjalnie nie
broniłam.
Wydatki, oczywiście, mieliśmy
rozmaite. Orzeszki nie są może specjalnie pazerne i nie rzucają się na każde
cudo oferowane na nadmorskich deptakach, ale te codzienne lody i inne atrakcje
kulinarne też mają swoją cenę. Poza tym absolutna koniecznością są prezenty dla
babć. W tym roku podobnie niezbędne okazały się również kolorowe warkoczyki,
pluszowe syrenki i designerskie opaski z pomponami – wszystko razy dwa.
Podsumowując, wróciliśmy opaleni,
z odchudzonymi portfelami, ale nie brzuchami, z nowymi doświadczeniami
wychowawczymi i postanowieniem, że następne wakacje… ech, nieważne.
Trzeba jednak przyznać, że poziom
stresu spadł. Powieka przestała mi podskakiwać i mimo upływu 2 tygodni od powrotu,
jeszcze nie skacze. Może dlatego, że prosto znad morza wyprawiłam Tatunia i
Orzeszki nad jezioro i miałam 3 dni prawdziwego urlopu, ale nie przypisywałabym
temu całej zasługi ;-)
P.S. W internecie znajdziecie
masę porad, jak uczynić wakacje z dziećmi miłymi, sympatycznymi i
relaksującymi. Dowiecie się kiedy jechać, co zabrać, gdzie kwaterować oraz jak
się stołować i rozrywać. Prawdopodobnie, jeśli zastosujecie się do tych wszystkich
rad: pojedziecie w nocy, zamieszkacie w 2-pokojowym apartamencie z kuchnia ,
łazienką i widokiem na pobliskie morze, zabierzecie wyposażenie rozrywkowe,
ubranie na każdą pogodę i dobrze zaopatrzona apteczkę, sporządzicie listę
okolicznych lekarzy, aptek, szpitali, lokali przyjaznych dzieciom i atrakcji
dla nich przeznaczonych, nabędziecie łopatki i wiaderka w odpowiedniej liczbie
i kolorze oraz zaplanujecie dokładnie pory i miejsca posiłków, drzemek i
czynności sanitarnych, a wasze dziecko jest ciche i pokornego serca – wakacje
okażą się sukcesem. Dzieć będzie zadowolony, a wy będziecie mogli opowiadać
krewnym i znajomym o wspólnym quality time, ilustrując wypowiedź zdjęciami. No
chyba, że…
- W czasie nocnej podróży padniecie ofiarą łosia, sarny albo dzika, które po prostu zmaterializują się na szosie.
- Apartament okaże się zimną sutereną.
- Ukochana bajeczka maleństwa, ta jedyna przy której się uspokaja, już na drugim zakręcie wpadnie wam pod fotel.
- Sądząc, że w Chorwacji nigdy nie pada, nie spakujecie płaszcza przeciwdeszczowego.
- Dziecko zapadnie na chorobę, o której istnieniu nie mieliście pojęcia.
- Wasza pociecha zgubi się w szeroko reklamowanym jako przyjazny rodzinom labiryncie 3D.
- Czyjś niewychowany bachor ukradnie wam łopatkę, ewentualnie wasz słodki maluszek zupełnie niechcący i przez pomyłkę przywłaszczy sobie obce wiaderko.
- Nadmiar świeżego powietrza sprawi, że pory posiłków i drzemek staną się zaskakujące.
- Mały podróżnik będzie cierpiał na eskapizm i niezgodę na świat.
W tych i wielu innych
przypadkach, nastawcie się na ciężki uszczerbek na zdrowiu (również
psychicznym).
Poza tym, jeśli dotąd z wakacjami
kojarzyły się wam: długie spacery brzegiem morza, leżenie plackiem, czytanie,
wielokilometrowe wycieczki rowerowe, eksploracja dzikiej przyrody lub imprezy
do białego rana – znajdźcie sobie nowe hobby.
Wakacje z dziećmi, to sport dla twardzieli.
Powodzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz