Translate

sobota, 12 marca 2011

Korneliusz



W pewnym wieku większość dzieci ma wyimaginowanego przyjaciela. Synek koleżanki miał np. stworka o imieniu Papi, a córeczka drugiej opiekowała się myszkami i szczurkami. Orzeszek też ma wyimaginowanego… synka. Synek ma na imię Korneliusz, jest elfem i ciągle ucieka. Orzeszek chodzi więc zły po mieszkaniu i mruczy: „Ten Kolnelius znowu mi uciekł. On jest taki niedobly.”
Ponieważ Korneliusz często zmienia miejsce pobytu, a przy tym jest malutki, trzeba bardzo uważać, żeby go nie przydeptać albo na nim nie usiąść. Bisia krzyczy wtedy: „Uwaaaazaj! Zgniecies go!”, oskarża: „Jesteś dla niego złą babcią/złym dziadkiem!”, a potem długo prostuje przygniecionemu synkowi skrzydełka. Musimy też pamiętać, żeby nie zamknąć Korneliuszowi drzwi przed nosem, bo Bisia nigdzie się bez „synecka” nie rusza. Poza tym, odkąd Orzeszek ma Korneliusza nie reaguje na swoje imię i każe się nazywać „mamą Kolneliusa”, więc często wołam: „Mamo Korneliusza, chodź na obiad/posprzątaj zabawki/chodź się myć!”
O wielu rzeczach trzeba pamiętać mając wyimaginowanego wnuka. Szczęśliwie młode babcie nie miewają sklerozy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz