Translate

poniedziałek, 28 listopada 2011

Wojna domowa


Orzeszek nie lubi odpowiedzialności. Zawsze, gdy coś zbroi, próbuje przekierować rozmowę na wygodne dla niego tory.
- Dlacego taka mina? – pyta z rozbrajającym uśmiechem – Uśmiech!
Szczerzy się przy tym wytrwale i dodaje – Ja chcę mać taką uśmiechniętą mamę ze zdjęcia.
Słyszałam to już dziesiątki razy, więc się uodporniłam. Mimo prób Orzeszka, konsekwentnie wyrażam swą dezaprobatę dla jego zachowania.
- Gabrysiu – mówię dla złagodzenia słownej połajanki – mama będzie uśmiechnięta, jeśli nie będziesz… - tu określam aktualne przewinienie.
Niestety, na Orzeszka złagodzenie nie działa. Czuje się urażony i „wali na bezczelnego” – Nie poucaj mnie, ja wsystko wiem!
- Aroganckie dziecko – myślę, a głośno dodaję – Chyba musisz zmienić swoje zachowanie.
Orzeszek momentalnie ripostuje – Nie, to ty musis zmienić swoje zachowanie, bo mnie zasmucas! Nie chcę takiej złej mamy! Pójdę w świat i posukam sobie innej!
- Zrobić ci kanapki na drogę? – pytam, choć serce mi się kraje.
Orzeszek czuje się chyba zbity z tropu, jego szantaż nie zadziałał. Szybciutko zmienia front.
- Eee, nie pójdę, jesce zmalznę albo ktoś mnie polwie – mówi niepewnie – Pzeplasam cię mamo.
- No – myślę sobie – bitwa wygrana.
Po chwili słyszę jednak – Ale... uśmiech!
Cóż, ostatnie słowo musi należeć do Orzeszka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz