Translate

sobota, 10 grudnia 2011

Chora?


Trzy dni po powrocie do przedszkola (zapalenie ucha) Orzeszek padł ofiarą trzydniówki. Zaczęło się w niedzielę rano. Orzeszek zachowywał się co prawda normalnie, tzn. skakał po kanapie i odmawiał jedzenia wędliny, miał jednak szkliste oczy i podejrzany rumieniec. Nie ufając do końca zapewnieniom, że czuje się świetnie, zmierzyłam mu temperaturę - 38,5 stopnia. 
Nie jest tragicznie - pomyślałam, sięgnęłam jednak po paracetamol i ibuprofen. Sytuacja została opanowana. Wieczorem wybieraliśmy się jednak na koncert Maleńczuka (skądinąd świetny), więc czekało nas jeszcze szukanie opiekunki dla chorego dziecka. Szczęśliwie na świecie są babcie.
Babcia Lola, zaopatrzona w instrukcję dawkowania leków i telefon do lekarza zgodziła się zostać z zainfekowanym Orzeszkiem, dzięki czemu spędziliśmy muzyczny wieczór w Filharmonii Podlaskiej. Ba, wyłączyliśmy nawet telefony. 
Dopiero po drugim bisie pomyślałam, że może warto odpalić komórkowca i zapytać jak się czuje moja córeczka. Właśnie wtedy telefon zadzwonił.
- Kiedy ty w końcu wlócis do domu?! - ton Orzeszka był oskarżycielski - Ja tu cekam i cekam!
- Właśnie się skończyło, Słonko, - odpowiedziałam pokornie, wyrzucając sobie, że jestem wyrodną matką - już jedziemy.
- A jak ty się czujesz? - zapytałam na zgodę.
- Golącka ciągle lośnie! - odparł Orzeszek i rozłączył się, powodując nową falę wyrzutów sumienia.
Wracaliśmy z niepokojem, wyobrażając sobie, że nasze dziecko już pewnie mdleje lub dostaje drgawek, jednak przekraczając próg mieszkania, ujrzeliśmy je śpiewające  "Bella, bella donna..." i tańczące w rytm tego szlagieru. Miało 39,2 stopni gorączki.
- Niezły z ciebie zawodnik - pomyślałam z podziwem, który miał mnie nie opuścić przez następne 3 dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz