Translate

środa, 1 października 2014

Witaj szkoło!



Po miesiącu szkolnych zmagań mogę w końcu napisać jak jest… a jest nieźle. Co prawda zreformowany system edukacji zafundował nam dawkę stresu w postaci powtórnego dzielenia klas po dwóch tygodniach wspólnej nauki, ale wyszło lepiej niż się spodziewaliśmy.
1 września 2014 w naszej szkole rejonowej utworzono 9 klas po 25 dzieci (maksymalnie tyle przewiduje rozporządzenie MEN). Miasto nie wyraziło zgody na stworzenie dziesięciu mniej licznych klas, więc kiedy nadszedł wrzesień i rekrutacja uzupełniająca (czyt. rekrutacja dzieci podlegających obowiązkowi szkolnemu, których nikt nie zapisał do I klasy), czwórki dodatkowych dzieci zwyczajnie nie było gdzie upchnąć. 
Klasa Orzeszka była jedyną złożoną w połowie z 7-, a w połowie 6-latków, łatwo się więc domyślić na kogo padło. Oburzenie rodziców zrodziło oczywiście kilka absurdalnych pomysłów w rodzaju losowania dzieci itp., jednak kiedy emocje opadły, Orzeszek wylądował wraz z połową swojej dotychczasowej klasy w 16-osobowej I „j” prowadzonej przez nową, choć doświadczoną Panią Anię.
Spostrzegawcza pierwszoklasistka początkowo twierdziła, że pani jest „jakaś zakręcona” i „musi się ogarnąć” (wierzcie mi, cytuję z oryginału). Widać jednak, że się ogarnęła, bo po tygodniu zyskała pełną akceptację. I teraz już tylko świetlica jest siedliskiem wszelkiego zła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz